Piękny słoneczny dzień, choć nie wszędzie, bo w Lublinie dzisiaj padał obfity śnieg. Niedzielne popołudnie, jadę pod komin. Koronawirus nie straszny mi, bo tam ludzi nie ma

.
Lusia aż piszczy, żeby wyrwać się z domu

. Po dotarciu na miejsce spotykam starych znajomych, Monikę i Roberta, kto był na Zlocie to zna;). Relacjonują, że sokoły latają i właśnie coś zaczęły jeść. Samica siedziała w gnieździe, samiec usiadł na jednym z licznych elementów kominowych i się pożywiał. Po chwili samica dołączyła do niego i zabrała część łupu, odlatując na drugą stronę komina. Teraz obserwujemy samca, poleci do gniazda, czy nie ? Jak poleci będzie to oznaczało, że są jajka. Poleciał, super

. Zmieniamy miejsce obserwacji żeby zobaczyć gdzie jest samica. Okazało się, że usiadła na siatce i wcina aż miło

. Niestety, w gnieździe nie widać samca. Nie to że go tam nie było tylko, że zrobiłem skrzynkę za wysoką, a i żwirku również mogło być więcej (dosypią przy obrączkowaniu

). Po drugie, skrzynka na kominie jest dość wysoko i kąt obserwacji jest spory, wiecie o co chodzi

.
Potem były jeszcze dwie zmiany w gnieździe. Ostatecznie na koniec obserwacji zasiadła samica, natomiast samiec bacznie obserwował okolicę. I jeszcze jeden ciekawy przypadek, trzy pary oczu, a nadlatującego nad komin bielika ujrzeliśmy w ostatniej chwili

. Myśleliśmy nawet, że to myszak, ale nie. Leciał pod wiatr i zmyliły nas jego lekko złożone skrzydła. Przez Lusię okazało się, że to bielik. Oczywiście fotki nie zrobiłem, bo padła bateria

. Ech obserwatorzy

. Sokoły kompletnie... zignorowały obecność bielika

.
Podsumowując , widzieliśmy trzy zmiany w gnieździe, posiłek pary, piękne loty przy silnym wietrze, bielika nad kominem. Dobrze się zapowiada, jest szansa na udany lęg, para zachowuje się "książkowo"

.
Samiec przy posiłku. Jego czarna głowa jest wprost przepiękna. Dzisiaj znowu nie udało się odczytać obrączek, bo tak siedział, jak siedział

. Który to już raz, ósmy, dziesiąty, już nie liczę ?
Samica na obiedzie.
Samica niedaleko gniazda. Potem zmieniła samca, który usiadł sobie na antenie i tylko na obrączce udało się odczytać 6. Literki były już zasłonięte. Samej zmiany nie sfociłem przez rozładowaną baterię

.