Populacja sokoła wędrownego w Polsce przed jej załamaniem
Do lat czterdziestych XX w. sokół wędrowny gniazdował we wszystkich regionach kraju, choć w coraz mniejszej liczbie. Przykładowo w roku 1935, w granicach olsztyńskiego znanych było ok. 100 gniazd, a nieco mniej licznie ptak ten występował na Pomorzu, Ziemi Lubuskiej, Wielkopolsce oraz na Śląsku, gdzie w pierwszym ćwierćwieczu stwierdzono jeszcze lęgi w 17 powiatach (Tomiałojć 1990, Bednorz et al. 2000).
W końcu lat 50. rozpoczął się katastrofalny spadek liczebności w wyniku skażenia środowiska i pokarmu sokołów DDT i innymi biocydami. W latach 1958 - 60 stwierdzono jeszcze w Wielkopolsce pięć gniazd, a na Pomorzu gniazda stwierdzone w 1958 r. pod Goleniowem, Człuchowem i w Borach Tucholskich należały do ostatnich. Na Pojezierzu Mazurskim nieliczne pary lęgowe lub gniazda były odnotowane w końcu lat 50. pod Suszem, k. Dobrego Miasta, w Puszczy Piskiej, w latach 1960-62 k. Zbiczna pod Brodnicą, a w Puszczy Augustowskiej prawdopodobnie lęgowe ptaki widziano w latach 1968-69. Do lat 50. istniały także czynne gniazda k. miejscowości Narew, w Puszczy Białowieskiej i Puszczy Kampinoskiej. Wreszcie w r. 1962 znaleziono je pod Nowym Miastem nad Pilicą i w 1963 lub 1964 w Tatrach. Na Śląsku jedna para lęgowa była znana do roku 1964 spod Milicza oraz w roku 1970 pod Świdnicą odnotowano próbę lęgu (Tomiałojć 1972, 1990). Z wczesnych lat 80. jedynym dowodem gniazdowania był lęg w roku 1980 oraz prawdopodobnie w 1981 i 1983 w Tatrach (Cichocki 1986, Głowaciński, Profus 1992) oraz prawdopodobny lęg w latach 1980-85 na Bagnach Biebrzańskich (Maciorowski, Ms.).
Od momentu znalezienia ostatnich gniazd przed całkowitym zanikiem populacji sokoła w Polsce, do roku 1990, w którym rozpoczęliśmy reintrodukcje, stwierdzono jego obecność zaledwie 19 razy co daje mniej, niż raz na rok. Co prawda w roku 1980 znaleziono jedno gniazdo w Tatrach, a w 1970 zanotowano próbę lęgu, to trudno tu mówić o istnieniu nawet szczątkowej populacji. Nie wykluczone jednak, że gdzieniegdzie w kraju gniazdowały jakieś pojedyncze pary, o których nic nie wiadomo.
Lp | Data | Źródło/Obserwator | Lokalizacja | Okoliczności obserwacji |
---|---|---|---|---|
1 | 1964 lub ‘63 | Tomiałojć '90 (J.Wasilewski) | Krakowskie | Stwierdzone gniazdo |
2 | 1964 | Tomiałojć '90 (A.Mrugasiewicz) | Koszalińskie | Stwierdzone gniazdo |
3 | 1964 i przed | Tomiałojć '90 (A.Mrugasiewicz) | Wrocławskie | Potwierdzone gniazdowanie do 1964 roku. |
4 | 1968.06.01 | Tomiałojć '90 (K.Janowski) | Suwalskie | Ptak ze zdobyczą |
5 | 1969.05.18 | Tomiałojć '90 (K.Janowski) | Suwalskie | Ptak ze zdobyczą |
6 | 1970 | Tomiałojć '90 (W.Janek ) | Zielonogórskie | Para lęgowa – porzucone gniazdo. |
7 | 1970 - 71 | Tomiałojć '90 (J.Bednorz) | Słupskie | Pojedyńcze stwierdzenia |
8 | 1970 .04 | Tomiałojć '90 (J.Lontkowski) | Krakowskie | Pojedyńcze stwierdzenia |
9 | 1975 | Tomiałojć '90 (M.Szymkiewicz) | Olsztyńskie | Wielokrotne obserwacje |
10 | 1975.07.03 | Tomiałojć '90 (A.Dombrowski) | Suwalskie | Pojedyńcze stwierdzenia |
11 | 1976 | Tomiałojć '90 (A.Imiołczyk) | Konińskie | Wielokrotne obserwacje |
12 | 1977 | Tomiałojć '90 (J.Bednorz) | Słupskie | Pojedyńcze stwierdzenia |
13 | 1977 - 78 | Tomiałojć '90 (Z.Lewartowski) | Sczecińskie | Pojedyńcze stwierdzenia |
14 | 1977.08.03 | Tomiałojć '90 (A.Dombrowski) | Suwalskie | Pojedyńcze stwierdzenia |
15 | 1980 | Cichocki 1986 | Nowosądeckie | Gniazdo na świerku po kruku - Tatry |
16 | 1980 – 85 | inf. K.Majewski (Maciorowski’93) | Białostockie | Bagna Biebrzańskie - Gniazdowanie prawd. |
17 | 1980.06 | T.Mizera&J.Sielicki’95 ( A.Karnaś) | Zielonogórskie | Status niejasny |
18 | 1982 .07/08 | Tomiałojć '90 (J.Lontkowski) | Krakowskie | Pojedyńcze stwierdzenia |
19 | 1987.05.29 | J.Bednorz'95 (P.Olszewski) | Bydgoskie | Pojedyńcze stwierdzenia |
20 | 1988.05 - 06 | T.Mizera&J.Sielicki’95 (E.Glazer) | Szczecińskie | Status niejasny |
21 | 1989 | T.Mizera&J.Sielicki’95 (M.Tomoń) | Toruńskie | Gniazdowanie prawdopodobne |
22 | 1989 wiosna | T.Mizera&J.Sielicki’95 (Lontkowski) | Wałbrzyskie | Obserwowane dwa stare ptaki |
Tabela 2: Obserwacje sokoła wędrownego od momentu zaniku populacji do rozpoczęcia reintrodukcji. (S. Sielicki)
Powyższe dane są zgodne z naszą wiedzą na rok 2002.
W chwili obecnej posiadamy więcej informacji o obserwacjach z tego okresu. Niemniej jednak prosimy o wszelkie dane na temat sokołów wędrownych od roku 1964 do chwili obecnej.
Przyczyny załamania populacji
Człowiek i jego przemożna chęć podporządkowania sobie świata sprawiła, że ptaki drapieżne, w tym i sokół wędrowny, są zagrożone wymarciem, stąd narodziła się potrzeba ich szczególnej ochrony. Ze względu na to, iż są to organizmy wysoko wyspecjalizowane, ich przystosowywanie się do zmian, jakie zachodzą w środowisku (np. urbanizacja) jest w porównaniu do innych grup zwierząt znacznie utrudnione. Zmiana środowiska bardzo często oznacza utratę dogodnych warunków bytowania. Pamiętać jednak należy o tym, że nie tylko urbanizacja, czy chemizacja rolnictwa stanowią zagrożenie. Głównym wrogiem orła czy sokoła jest często bezmyślność, objawiająca się bezpośrednim tępieniem ptaków, niszczeniem gniazd czy młodych. Przerażeniem napawają szacunki, jakich dokonał holenderski zoolog K.H. Voous. Stwierdził on, że liczebność ptaków drapieżnych w Europie na przestrzeni 150 lat zmniejszyła się stukrotnie (Bijleveld, 1974). Jeżeli tak duży spadek utrzyma się nadal, to w niedługim czasie ptaki drapieżne przejdą do historii. Z tego wniosek, że już w tej chwili kraje Europy (i nie tylko) stają przed poważnym problemem ochrony w celu zachowania różnorodności gatunkowej tej grupy zwierząt. Ze względu na to, że ptaki drapieżne są niezwykle czułymi bioindykatorami stopnia zanieczyszczenia środowiska na niektóre substancje chemiczne, wiele gatunków znalazło się na granicy wyginięcia, a szczególnie dotknęło to właśnie sokoła wędrownego (Pallas, 1811). Mechanizm ten (podobnie jak u orłów) związany jest ze specyfiką rozmnażania, tj. późna dojrzałość, stosunkowo mało młodych.
Do substancji szczególnie niebezpiecznych należą: związki rtęci, chlorowane węglowodory, a także polichromowe dwufenyle. Angielski naukowiec Leslie Brown (1976) twierdzi, że jednym z pierwszych kroków, w celu ochrony ptaków drapieżnych jest konieczność ustalenia rodzaju zagrożenia.
Chemizacja środowiska
„Niegdyś błogosławiony – dziś znienawidzony”. Tak jednym zdaniem określić można ogólnie znany DDT, czyli dwuchlorodwufenylotrójchloroetan oraz jego pochodne. Wynaleziony został na przełomie lat 20 i 30 ubiegłego stulecia. Naukowcy byli dumni, bowiem uzyskali środek, który bezwzględnie niszczył wszelkie szkodniki (i nie tylko) upraw. Wszelkie przeprowadzone badania nad DDT wykazały, że nie pozostawia on po sobie żadnych śladów. I oto naukowcy znaleźli przysłowiowe panaceum, choćby na problem wyżywienia ludzkości, za co z resztą uhonorowani zostali nagrodą Nobla (P. H. Miller – w zakresie fizjologii i medycyny w 1948 r.). Warto również wspomnieć, że wojska alianckie były pierwszą armią, która nie znała wszawicy. Gdzie więc czai się niebezpieczeństwo? Otóż przeprowadzone nad DDT badania obejmowały jedynie krótkofalowy wpływ tego związku, i to jedynie na poszczególne organizmy, nie przewidując jego wpływu na całe środowisko. Dramat rozpoczął się wiele lat później, kiedy widoczne już były efekty stosowanego na światową skalę DDT. Jako pierwsi opinię publiczną zaalarmowali ornitolodzy. Wskazali oni na katastrofalny spadek populacji sokoła wędrownego. Fale protestów przyrodników i biologów oraz niepodważalne wyniki badań doprowadziły do wydania w wielu krajach Europy w latach 70-tych zakazu dalszego stosowania środków ochrony roślin zawierające DDT. W Polsce zakaz ten obowiązuje od roku 1975. Niestety, DDT jest stosowany nadal w szeregu krajów afrykańskich i w Południowej Ameryce. W 1990 roku Newton podsumował negatywny wpływ związków chloroorganicznych na ptaki drapieżne, wskazując jednocześnie na ich podstawowe cechy:
- Są trwałe, a ich rozkład może trwać wiele lat od chwili wprowadzenia do środowiska;
- Łatwo się rozprzestrzeniają, w sprzyjających warunkach przedostają się z wiatrem i wodą na setki i tysiące kilometrów. Skażają zatem środowisko całego globu. Mogą być też przenoszone przez organizmy migrujące, a w konsekwencji zatruwać zwierzęta prowadzące osiadły tryb życia;
- Są lipofilne, czyli mają zdolność do tworzenia frakcji lipidowych w tkankach;
- Na skutek biokumulacji i biomagnifikacji stężenie tych trucizn w ciałach ptaków drapieżnych może być setki razy większe niż np. u ryb.
-
Obecność pestycydów w tkance tłuszczowej sprawia, że zimą, w okresie zwiększonego zapotrzebowania energetycznego organizmu w trakcie spalania tłuszczów jednocześnie zwiększa się stężenie trucizn we krwi i ustrojowej puli lipidów. Doprowadzić to może nawet do śmierci osobnika nie na skutek braku pokarmu, lecz zatrucia neurotoksycznego.
- Prowadzą do zaburzeń funkcjonowania gruczołów endokrynowych (wydzielania dokrewnego). Zachwiania dotyczą głównie gospodarki wapniowej, co u ptaków objawia się nienaturalnym poceniem skorupy jaj i pękaniem ich pod ciężarem samicy. Szczególnie dotknęło to drapieżniki żywiące się rybami lub ptakami, czyli rybołowy (Pandion haliaetus) i sokoła wędrownego (Falco peregrinus). Prawdopodobnie właśnie ta cecha zaważyła na tym, że na obszarach intensywnego stosowania DDT ptaki drapieżne wymierały.
- Działają toksycznie nawet przy śladowym stężeniu w ciele, rzędu kilku miligramów na kilogram masy ciała.
- Są substancjami, z którymi ptaki na drodze swojego ewolucyjnego rozwoju nigdy nie zetknęły się i nie zdołały wytworzyć takich przystosowań, by móc je usuwać z organizmu lub też rozkładać. Część ogólnoustrojowej puli tych związków usuwana jest przez samice wraz z jajami, ale są one zagrożeniem dla rozwijającego się embrionu i prowadzić może do śmierci (Mizera 1999).
Zgubny wpływ na ptaki drapieżne mają również metale ciężkie, a wśród nich rtęć. Pierwiastek ten wykorzystywany jest głównie w przemyśle tworzyw sztucznych, celulozowo-papierniczym czy elektrotechnicznym. Metal ten zwrócił na siebie uwagę po tragedii, jaka miała miejsce w japońskim mieście Minamata. Tamtejszy zakład produkujący PCV usuwał ścieki zawierające rtęć do zatoki Minamata. W wyniku spożycia skażonych ryb śmierć poniosło 200 osób, a kilka tysięcy uległo zatruciu. Jeszcze do niedawna miejscem składowania odpadów rtęciowych były naturalne zbiorniki wodne. Szacuje się, że w Bałtyku nagromadzonych jest 1000 – 2000 ton tego pierwiastka (Mizera 1999).
Innym źródłem skażenia rtęcią było tzw. zaprawianie nasion siewnych (Skandynawia), które chronić miało uprawy przed chorobami grzybowymi i in. Jednak część materiału siewnego zjadana była przez ptaki i gryzonie, a część rtęci przenikała do gleby i wód gruntowych. Zaburzenia wywołane zatruciem rtęcią i jej związkami dotyczą przede wszystkim nerek oraz procesu pierzenia się ptaków.
Oprócz rtęci pierwiastkami wywołującymi zatrucia u ptaków drapieżnych są również: ołów, kadm, cynk, miedź, mangan i żelazo. Zdarza się, że ptaki te giną przy okazji tępienia innych zwierząt drapieżników, np. lis, wilk. Środkiem powszechnie używanym w tym celu była strychnina. W wyniku jej wykorzystywania np. w Rumunii zimą 1963 / 1964 roku, w rejonie Dobrudży znaleziono 60 zatrutych bielików (Talpeanu 1966 za Bijleveld 1974, Kalaber 1985). W Bułgarii, gdzie do rok 1966 strychnina była stosowana, zanotowano wymarcie 3 gatunków sępów oraz bielika (Michev 1985). Podobnie też działo się w Jugosławii i Grecji (Mizera 1999).
Oprócz strychniny stosowano także trutki fosforowe (lata 60., wschodnie Niemcy) oraz padlinę zatrutą luminalem na terenie polskich Mazur w celu zlikwidowania tzw. „wilczej plagi” (lata 1956 – 1960). Ostatnio zaobserwowano u piskląt bielików polskich nie znaną dotąd przypadłość. Dotyczy ona rozwoju upierzenia. Lotki rosną do długości ok. 10 cm, po czym ich wzrost ulega zahamowaniu. Młode ptaki nie są zdolne do opuszczenia gniazda, ani do polowania, co skazuje je na śmierć głodową (Mizera 1999).
Zmiany środowiskowe
Pamiętać należy, że dla większości naszych ptaków drapieżnych biotopem jest las, który stwarza dogodne warunki do zdobywania pokarmu, rozmnażania oraz stanowi dla nich schronienie.
Niestety, postępująca cywilizacja wiąże się z degeneracją ekosystemów leśnych, a czasami nawet z ich zupełnym zniszczeniem. Przez wiele lat gospodarka prowadzona w lasach określana była tylko względami ekonomicznymi, które często niewiele miały wspólnego z ochroną zasobów biologicznych, a co za tym idzie i ptaków drapieżnych.
Przez wiele lat systematycznie obniżano wiek rębności drzewostanów, stosowano zręby zupełne wielkopowierzchniowe, czy z uporem „godnym maniaka” wprowadzono monokultury. A co na to drapieżniki? Część z nich, jak na przykład myszołów zdołał się przystosować do braku starych drzew i zakłada gniazda zadowalając się drągowinami. Również jastrząb stara się szukać innych rozwiązań. Jednak są inne gatunki, np. gadożer, orzeł przedni, bielik, sokół wędrowny (w ramach populacji gniazdującej na drzewach), dla których obecność starodrzewia jest bezwzględnie konieczna. Podobnie sytuacja ma się na terenach podmokłych. W celu udostępnienia do produkcji rolnej obszary takie osuszano, co w głównej mierze przyczyniało się do drastycznego spadku liczebności par lęgowych błotniaka łąkowego (Circus pygargus) i zbożowego (Circus cyaneus) (Newton, 1979; Kolbe, 1987). A przecież wystarczy tak niewiele…, bo bielik często pozostaje wierny danemu stanowisku gniazdowemu, gdy wokół drzewa z gniazdem pozostawi się chociaż grupę innych, starych drzew. Rybołów zaś może zadowolić się nawet pojedynczym przestojem. W szczególnie trudnej sytuacji jest tu sokół wędrowny, który samodzielnie nie budując gniazd, musi czekać, aż któreś z zajętych przez poprzedników się zwolni.
Jednak dzień obecny niesie zmiany na dobre. Coraz częściej bowiem leśnicy odchodzą od wielkopowierzchniowych zrębów zupełnych, czy też od monokultur na rzecz drzewostanów różnogatunkowych. Dzieje się tak dzięki rosnącej w społeczeństwie wiedzy na temat praw rządzących przyrodą oraz chęci ich zrozumienia.
Inna działalność człowieka
Rzeczą nie podlegającą dyskusji jest fakt, iż największym wrogiem i zagrożeniem dla przyrody, a więc i ptaków drapieżnych jest Homo sapiens. To on bezpośrednio przyczynił się do zdziesiątkowania wielu gatunków tych ptaków, na co przykładów nie trzeba szukać. Przerażeniem napawa lektura starych statystyk łowieckich mówiących o liczbie i gatunkach odstrzelonych przez myśliwych. Ptaki drapieżne przez wiele stuleci były tępione jako konkurenci „planowej gospodarki łowieckiej”. Nawet po wprowadzeniu ochrony gatunkowej dla większości gatunków, strzelano do wszystkiego, co miało „zakrzywiony dziób” na konto znienawidzonego jastrzębia czy myszołowa. Przez wiele myśliwi mieli wręcz obowiązek strzelać jako „(...) do zbędnego składnika fauny, a nawet konkurenta w zakresie niejako pozyskania zwierzyny drobnej (…)” (Łowiec Polski). Chociaż rzadkie gatunki, jak np. sokół wędrowny, rzadko padały ofiarą takich działań, to nawet pojedyńcze zastrzelone osobniki mogły mieć wpływ na ilość żyjących na wolności osobników (bo trudno tu mówić o populacji). O ile ta działalność nie wpłynęła na liczebność zdrowych populacji (inzczej wszak dawno by już wyginęły), to bardzo zaszkodziła im, gdy stan populacji został naruszony przez skażenie środowiska.
Jednakże błędem i krzywdą dużą byłoby twierdzenie, że i dzisiaj myśliwi tępią te piękne ptaki. Pojęcie na temat tych drapieżników uległo zmianie, zaczęto dostrzegać w nich sprzymierzeńców, którzy eliminują słabe i chore osobniki innych gatunków, np. zwierzyny drobnej. Obok ekologów również i myśliwym zaczęło zależeć na zachowaniu bioróżnorodności środowiska oraz na zrozumieniu elementarnych praw przyrody. Jednakże nadal zdarzają się przypadki strzelania do ptaków drapieżnych. Nie dalej, jak zeszłego roku pracownicy z Ogrodu Zoobotanicznego w Toruniu zwrócili się do mnie z prośbą, o zabranie od nich w celu leczenia „jakiegoś dużego ptaka drapieżnego”. Na miejscu okazało się, że „tym” ptakiem był rybołów. Po jego obejrzeniu z żalem stwierdziłem, że osobnik ten został postrzelony z broni śrutowej.
W dawnych czasach i sokolnicy mogli mieć wpływ na liczebność różnych gatunków ptaków drapieżnych. Miało to miejsce przede wszystkim w średniowieczu. Sokolnictwo było początkowo przywilejem szlachty, później natomiast stało się ogólnie dostępną, popularną rozrywką mieszczan. Ptaki do „układania” pozyskiwano z natury. Jednak równocześnie były one chronione przed innymi zagrożeniami. Obecnie pasjonatów tej wyszukanej sztuki łowów jest proporcjonalnie niewiele, a wykorzystywane w tym celu ptaki pochodzą wyłącznie z hodowli, sami zaś sokolnicy w sposób czynny przyłączają się do ochrony i odbudowy populacji sokoła wędrownego w przyrodzie.
Ogromnym zagrożeniem dla ptaków drapieżnych są hodowcy gołębi czy drobiu. W obawie przed zbyt dużymi stratami ekonomicznymi zakładają oni pułapki w pobliżu swoich hodowli, a schwytane drapieżniki bardzo często są zabijane. Oczywiście nie można wykluczyć pewnych strat ze strony np. jastrzębi, jednak nie są one na tyle duże, by zachodziła potrzeba ich konsekwentnego odławiania i likwidowania. Ptaki te są często wybierane z gniazd, stanowią one bowiem „chodliwy” towar dla właścicieli menażerii, czy kolekcjonerów okazów spreparowanych w kraju i za granicą.
Ptaki drapieżne padają również ofiarą motoryzacji oraz linii wysokiego napięcia. Mizera (1999) podaje, że w latach 1946 – 1972 w Meklemburgii z całkowitej liczby znalezionych martwych bielików, aż 20 % ptaków było ofiarami kolizji z liniami energetycznymi. Od czasu do czasu słyszy się, że jakieś nadleśnictwo decyduje się na poprowadzenie w pobliżu np. gniazda bielika przewodów izolowanych, które nie stanowią zagrożenia dla ptaka nawet przy bezpośrednim z nimi zetknięciu. Są to niestety rozwiązania drogie i jeszcze zbyt rzadko stosowane.